Film równie dobry co Amerykański remake, choć na dobra sprawę chyba powinienem napisać odwrotnie. Tak czy siak oba filmy bardzo się od siebie różnią.
Film Risi (Risiego? nie wiem czy powinno się odmieniać jego nazwisko) to może nie komedia, ale dramat z pewną dozą humoru - jak to w życiu :)
Rola Vittorio Gassmana jest po prostu rewelacyjna - choć prawdą jest iż Paccino w remake'u również pokazał klasę.
Muzyka bardzo ładna, a Risi jako reżyser spisał się świetnie.
Jeśli chodzi o wymowę filmu... to czy ja wiem? Film o miłości. I tym czym miłość na pewno nie jest. A nie jest litością. O nie, takiej miłości nikt nie chce.
Bardzo dobry film ale rozkminki pozostawię jednak dla siebie :)
Mnie jakoś szczególnie nie przekonał. Trochę przegadany, zdjęcia nie są rewelacyjne. Sądzę, że daleko temu filmowi do najwybitniejszych dzieł włoskiej kinematografii.
Mnie również ten film nie zachwycił. Konwencjonalni bohaterowie (modelowa postać kaleki odziana w ochronny płaszczyk cynizmu), sama historia bez polotu jeśli nie toporna, koszarowo - rynsztokowy humor, ani jednej sceny wartej zapamiętania, ani jednej cennej myśli wartej uwagi i trafiającej do serca.
Cóż, nie każdy włoski film tamtego okresu musi być wybitny i nie każdy amerykański remake musi być do bani. Ja zdecydowanie wolę remake. Gassman jawi mi się jako ordynarny świntuch i nic więcej, a jego typowo włoska ekspresja, ograniczająca się do wrzasków w temacie dupy, cipy i cyców momentami staje się żałosna. Dżentelmenem to on może być tyko dla dziwek. Rola chłopaka-opiekuna fatalna i niestety marginalna, mógłby go z powodzeniem zastąpić pies-przewodnik, odbyło by się to bez żadnego uszczerbku dla fabuły, która skupia się na relacji pułkownik-Sara, relacji, dodajmy, całkowicie banalnej i banalnie się kończącej.
Nie Gassman, a jego bohater. Bo o tym jaki Gassman był prywatnie, to chyba nie wiemy. A aktorem był wybitnym. Jeśli chodzi o jego bohatera czyli nie dżentelmena tylko świntucha - a kto powiedział, że bohater miał być dżentelmenem, a nie świntuchem? Skąd w ogóle taki pomysł?
A o treści się nie wypowiem, bo jednak po 6 latach nie wiele pamiętam, po za Gassmanem i muzyką.
@madz20 - jeżeli w 74 postać kaleki odzianEGO w płaszczyk cynizmu była typowa, to powiedz, na czym była modelowana? Bo nie kojarzę takich filmów. Za to życie takich bohaterów tworzy.
Racja, nie Gassman, tylko grana przez niego postać, tu mnie kolega złapał.
Racja, nie musi być dżentelmenem. Po prostu jestem przyzwyczajony do roli Pacino, który zaprezentował chyba jednak nieco bardziej złożoną osobowość, a Gassman (w swej roli oczywiście) był prostakiem i niczym więcej, przez co szybko zaczął robić się nudny.
Amerykański film to nie tyle remake, co nowa adaptacja tej samej powieści. Trzeba dodać, że adaptacja włoska jest wierniejsza literackiemu pierwowzorowi od amerykańskiej. Czy przez to lepsza, to inna rzecz.
Ujmę to tak: jeśli wolisz włoską adaptację, to się nie zawiedziesz. Ja wolę amerykańską i w książce czegoś mi brakowało. Kwestia indywidualna. :-)
O dziwo faktycznie - amerykańska wersja jest - przynajmniej jak myślę z naszego kulturowo postrzegania - jest lepsza.
Włoska.... jest włoska. I taka zapewne ma być. Włoskie poczucie humoru i postrzeganie rzeczywistości jest dla nas mocno egzotyczne. Może zdawać się nadto trywialne i witalne, nawet sprośne i obsceniczne, ale przecież często takie jest, choć raczej na południe od Lombardii i na północ od Sycylii.
Dlatego bardziej naszym gustom pasuje Pacino, a nie Gassman.
No i we włoskim filmie nie ma tego tanga i nie ma Gabrielle Anwar :), choć nie brak w nim eksplodujących kobiecością cudownych Włoszek.