Recenzja filmu

Zapach kobiety (1992)
Martin Brest
Al Pacino
Chris O'Donnell

Obi-Wan dla ubogich

Mimo bardzo wysokiej pozycji w rankingu Filmwebu "Zapach kobiety" nie jest żadnym arcydziełem. Sporo fantazji wymaga wręcz nazwanie go filmem dobrym czy znaczącym. Paradoksalnie przyczyną jego
Mimo bardzo wysokiej pozycji w rankingu Filmwebu "Zapach kobiety" nie jest żadnym arcydziełem. Sporo fantazji wymaga wręcz nazwanie go filmem dobrym czy znaczącym. Paradoksalnie przyczyną jego popularności jest schematyzm wykonania i poruszanie mało istotnych problemów. Bo to nie jest wielki problem, że taki Charlie ma kłopoty na studiach. Widać po nim, że to żaden geniusz. Nie jest też problemem to, że nie wie, czy zeznawać przeciw innym studentom. Bo nie mówimy tu o opuszczaniu wykładów czy ściąganiu na egzaminach. Mówimy o paru młodych rozpieszczonych bogaczach, którzy zniszczyli samochód rektora. W przeciętnym amerykańskim filmie tacy milionerzy byliby wyśmiewającymi się z innego amerykańskiego kopciuszka czarnymi charakterami. Jednak przez naiwny akt wandalizmu stali się współofiarami systemu szkolnego. Jak to w amerykańskim filmie, nie dowiemy się, dlaczego Trask jest złym urzędnikiem. Wystarczy sam fakt, że pracuje dla państwa, gdzie, jak wiadomo, nikt nie chce być Dobrym Urzędnikiem Państwowej Administracji. To stary PRL-owski jeszcze żart, a jak widać mimo różnicy parudziesięciu lat i paru tysięcy kilometrów najważniejsza różnica w porównaniu z filmem Bresta to ta, że wykładowcę uniwersyteckiego trudno nazwać urzędnikiem administracyjnym. Z popularności tego filmu jak i "Pięknego umysłu" sądzę jednak, że większość użytkowników tego portalu na studiach nie była (a jak była, to poległa). Jako że ja studiowałem, mogę zdradzić, że w Polsce uczelniana kadra to nie zbiór niedokształconych amatorów. Nie istnieje żaden spisek mający prześladować uzdolnionych studentów, raczej nieuzdolnionych jeśli już. To taki żart, MIT czy Harvard również nie zyskały sławy przez tajemniczy układ. O tym, że "szkolny" wątek tego filmu to nic nadzwyczajnego, pisali jednak i inni recenzenci. Nie pisali jednak, że rola Pacino również wielka nie jest. Przykro mi, rozumiem, że jesteście fanami Ala, ale ta rola jest bardzo amerykańska. Postać ociemniałego, stroniącego od ludzi oficera, który pomaga zlekceważonemu przez oficjalne organy chłopcu może się wydawać poważna, a nawet mieć rys tragiczny. Niemniej jest to ten sam schemat, według którego każdy uczciwy obywatel powinien unikać państwowej posady, czy wręcz się przed nią ukrywać. Poza tym co niby w tej roli jest jakiegoś nowatorskiego? Nie myślicie chyba, że w uwielbiającym "historie oparte na faktach" Hollywood nie było jeszcze ślepych bohaterów? Byli, i to dziesiątki razy, w tym choćby w wykonaniu legendarnej Bette Davis ("Mroczne zwycięstwo"), z której to roli Al w dużym stopniu korzysta. Jeszcze gorsze jest to, co zrobiono z południowym temperamentem głównego bohatera. W literackim pierwowzorze Fausto (zmieniony na nic nieznaczącego Franka) prowadził "dolce vita" pełną gębą. Kiedy wyruszył na wyprawę do Neapolu, spał z każdą napotkaną kobietą, wszędzie był, a w końcu po całonocnym obżarstwie i opilstwie popełnił samobójstwo. A co z tego zostało, parę przekleństw, jedno ferrari, trochę wina. Nie jest jednak tak źle, w zamian za to zrobiono z niego niesubordynowanego i nieodpowiedzialnego żołnierza - a mówili, że przyjaźń polsko-radziecka jest zła. Dzięki temu zapewne miał się nadawać na mentora młodzieży w stylu Obi-Wana. Dla niewtajemniczonych - to bohater "Gwiezdnych Wojen", stary i mądry mistrz Jedi. Od tamtej roli Slade'a dzieli jednak przepaść większa niż Wielki Kanion. Jest niezbyt stary, niezbyt mądry, a jedyne co ma do przekazania to antyrządowe slogany, no i może skłonność do zabawy granatami. Nie nadaje się ta postać na żaden solidny wzorzec, ale amerykańscy twórcy wielokrotnie takich właśnie idoli nam prezentują (choćby "Dr. House'a"). Być może uczciwie wierzą w skuteczność takiej metody, ale osobiście podejrzewam, że jest to próba wytłumaczenia ich własnej, nieudanej edukacji. Jednak strona "mentorska" to i tak lepsza część roli Pacino. Sceny, w których Slade kompletnie się zmienia pod wpływem typowej, nic nieznaczącej przemowy Charliego, czy własną, równie nic nieznaczącą przemową, wzrusza cały uniwersytet są całkowicie oderwane od rzeczywistości. Podejrzewam jednak, że to właśnie one zdecydowały o przyznaniu Alowi Oscara. W uzasadnieniu brzmi to zapewne ładnie. O pierwszej scenie można powiedzieć, że Pacino znakomicie pokazał przemianę swojego bohatera pod wpływem wigoru młodego podopiecznego. O drugiej, nie, w sumie to nie wiem, co dobrego można by napisać o przemowie Slade'a. Pacino jest oczywiście najwyrazistszym aktorem w filmie, nie zmienia to jednak faktu, że gra tu słabą "oscarówkę", a antyrządowe postulaty tego filmu są co najmniej moralnie wątpliwe.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Główny bohater - Charlie Simms - jest pochodzącym z ubogiej rodziny nastolatkiem. Charlie uczy się... czytaj więcej
Tym słowem Frank Slade grany przez Ala Pacino kończy swoją wypowiedź na temat kobiet. Ale to rozwinę... czytaj więcej
Nie będę ukrywał, że do "Zapachu kobiety" podchodziłem niesamowicie sceptycznie. Powód? Przede wszystkim... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones